piątek, 7 grudnia 2012

rozdział 15.- Valerie

Nie miałam zamiaru już go słuchać. Biegłam przed siebie nie zważając na to, co Zayn za mną krzyczy.
Zatrzymałam się dopiero na końcu Park Ave zdyszana. Już nie wiedziałam co myśleć. Kurwa, tak! Kochałam Zayna!! Kochałam go jak cholera!! Przy nim czułam się ... ja jebie, nawet nie potrafię opisać tego uczucia! 
Zdławiłam łzy i złapałam taksówkę. Nowy Jork jest zbyt duży, żeby wszędzie chodzić piechotą. Poprosiłam, żeby kierowca zatrzymał się na najbliższym przystanku autobusowym. 
-Wydaje mi się, że przydałyby się Pani wakacje.- zagadał taksówkarz. 
-Może nie tyle wakacje, ile żeby wszystkie problemu poszły w niepamięć.
-To życie! A problemy są jego nieustanną częścią! Nawet jeśli pozbędzie się Pani tych problemów, pojawią się następne.
-No i to jest najgorsze... Cholera, moja młodsza siostra umiera właśnie w szpitalu, pokłóciłam się z matką, zerwałam z chłopakiem, jego najlepszy przyjaciel wyznał mi miłość, i najgorsze że ja go też kocham! I... o Matko! Przepraszam, nie powinnam tego wszystkiego panu mówić...
-Spokojnie, nic się nie stało. Już tyle się nasłuchałem w ciągu mojej kariery ludzkich problemów, tylu ludziom doradzałem, taka jest praca taksówkarza. Nam niemalże zawsze ludzie mówiąc co ich dręczy. 
-Oh... Ale i tak przepraszam.
-Pani nie przeprasza, skoro pani kocha tego chłopaka to proszę do niego iść i mu to powiedzieć. Jeśli ten chłopak na prawdę panią kocha, to będziecie szczęśliwi. I, proszę mi zaufać, wkrótce wszystko będzie jak dawniej. Siostra wyzdrowieje, z mamą pani więcej nie będzie się kłócić, ale, oczywiście, zawsze będą kryzysy. Jednak to w końcu matka, najbliższa osoba na świecie. Na nią zawsze można liczyć. I, kto to wie, może ona miała takie same problemy? 
Nim się obejrzałam już byliśmy pod hotelem Johnson. Skąd on wiedział gdzie chcę jechać? Przecież mówiłam mu o najbliższym przystanku autobusowym. 
-Dziękuję panu.-powiedziałam z uśmiechem.- To ile mam zapłacić?
-Nic. To niech będzie "na koszt firmy". 
-Nie nie.-podałam mu 50$ - Tyle chyba wystarczy. 
Kierowca spojrzał się na mnie z wyrzutem, a ja odłożyłam pieniądze na siedzenie obok niego i wyszłam z auta. 
-Jeszcze raz dziękuję za radę. Miłej pracy.-powiedziałam i zamknęłam za sobą drzwi. 

Byłam już pod swoim pokojem, otworzyłam kartę drzwi, wpadłam do pokoju i rzuciłam się na łóżku zapominając o zamknięciu drzwi. Zaraz jednak mama do mnie zadzwoniła, żeby przekazać mi wieści, iż nie wraca do domu na noc, bo będzie z Lanem i Jess w szpitalu. Nie miałam nic przeciwko temu. Teraz po prostu potrzebowałam, żeby ktoś mnie pocieszył, porozmawiał ze mną, przytulił, i najlepiej, żeby tą osobą był Zayn. 
Zdjęłam buty, rozmasowałam obolałe stopy, położyłam się twarzą do okna, i obserwowałam ludzi kręcących się po parkingu. Myślałam nad tym, co miałabym powiedzieć Malikowi. Że przepraszam za to, jak się zachowałam i że też go kocham? 
Moje przemyślenia przerwał nie kto inny jak właśnie Malik.
-Przepraszam.-powiedział cicho stając w drzwiach. 
Wstałam i spojrzałam się na niego.
-Nie przepraszaj. To ja... To moja wina. Niepotrzebnie zareagowałam tak a nie inaczej. Mogłam to przemyśleć, ale wiesz... Tyle się dziś wydarzyło...- zaczęłam się tłumaczyć, ale on mi przerwał. 
-Nic nie mów. Przepraszam. To się już więcej nie powtórzy.-powiedział, i odwrócił się do wyjścia. 
-Nie!-podeszłam do niego.- Też cię kocham! Kocham cię już od dawna. Ale że jesteś z Perrie to wiesz...- złapałam go za rękę, a z mojej twarzy co jakiś czas spływała kropla łzy. Zayn spojrzał mi w oczy, zamknął drzwi, i przycisnął mnie do ściany. Na początku delikatnie musnął wargami moje usta, potem zaczął całować łapczywie. Sama przyciągałam go coraz bliżej siebie nie mogąc nacieszyć się jego dotykiem. Gładził rękoma moje plecy, biodra, co chwile szeptał jak bardzo mnie kocha, jak mnie pragnie. Zaciągałam się jego zapachem, nie miałam go dość. Ciągle było mi mało. 
W końcu przenieśliśmy imprezę na łóżko. Z pośpiechem ściągaliśmy z siebie nawzajem ubrania, żeby jak najszybciej znów poczuć swoją bliskość. 

Obrazek chyba mówi sam za siebie 

Wieczorem, kiedy Zayn zasnął, wstałam i otuliłam się kocem. Podeszłam do okna, i patrząc na odlatujący samolot myślałam, czy to na prawdę coś znaczyło? Czy miałam być tylko jego zdobyczą, a rano zapomni co się tu wydarzyło i wróci do Perrie. 
-Nie zostawię cię. -odezwał się jakby czytał mi w myślach. 
-Zostawisz dla mnie Perrie?
-Tak. Kocham cię, I mam w dupie co ludzie powiedzą. Tylko boję się jednego, że zostaniesz shejtowana, że nie wytrzymasz tego wszystkiego...
Położyłam się z powrotem do łóżka i przytuliłam do niego. 
-Poradzę sobie. Nic nie może być gorsze od tego, co się teraz dzieje. Poza tym wiem, do czego mogą być zdolne fanki, bo sama nienawidziłam, i nadal nienawidzę Perrie, i życzyłam jej jak najgorzej. 
-Jesteś szczera- przyznał- i za to cię kocham. 
Jeszcze raz mnie pocałował, nic oboje usnęliśmy wtuleni w siebie.    

___________________________________________________________________________________
Wiem, mogło być ciekawsze, ale ja ostatnio jakoś weny nie mam, poza tym dużo nauki itd. Ale i tak mam nadzieję, że się spodobało. Czekam na szczere komentarze! 
Buziaczki !!
Monika :*
aha, i przepraszam, jeśli gif jest jakiś zjebany czy coś, ale coś mi się właśnie z nim stało nie wiem co i jestem zbyt tępym pancernikiem żeby to naprawić ;)

1 komentarz:

  1. Pisz więcej rzeczy +18 *.* Niekoniecznie tu, wgl tak że w imaginach czy coś. xD Kocham to!

    OdpowiedzUsuń